odwiedziło mój blog

czwartek, 23 sierpnia 2012

20.IV.2012r. PIERWSZA WIZYTA

20 kwietnia 2012 roku była nasza pierwsza wizyta w ośrodku adopcyjnym. Byliśmy umówieni na godzinę 12, byliśmy chwilkę przed czasem, troszkę krążyliśmy, bo zwątpiłam czy to ten budynek, bo zmieniła się nazwa i chyba szkołę, to dopiero tam otworzyli.
Zgodnie z tablicą informacyjną, weszliśmy wiekowymi schodami na samą górę, bodajże II piętro, poddasze.
Weszliśmy do sali z wielkim stołem i dużą ilością krzeseł, domyśliłam się, że tutaj odbywają się warsztaty.
Bardzo miła pani nas przywitała przedstawiając się jako kierownik i poprosiła abyśmy usiedli przy stole a zaraz przyjdzie do nas pani z którą się umówiliśmy.
Gdy tak siedzieliśmy, zaczęliśmy się rozglądać po sali, na stojaku były kartki i były tam zapisane różne słowa, od razu pomyślałam sobie, że pewnie to pozostałości po warsztatach.
Były tam między innymi słowa:żal, rozpacz, rozczarowanie, leczenie. Na ścianach wisiały plakaty z dziećmi, mąż wskazał na jeden z nich i żartem powiedział, że on chce taką dziewczynkę.
Po chwili przyszła pani z którą byliśmy umówieni, poprosiła abyśmy jeszcze chwilkę poczekali pytając się od razu czy czegoś się napijemy.
Po paru minutach wróciła i nas zaprosiła do malutkiego przytulnego pokoiku, pytając się powtórnie czy na pewno niczego się nie napijemy.
Powiedziała, żebyśmy usiedli gdzie chcemy, mąż od razu usiadł wygodnie na kanapie, no to usiadłam obok niego. Z tego przejęcia nawet nie pamiętam jak pani się nazywała, jedynie zapamiętałam, że jest pedagogiem. Pani młoda, bardzo bardzo miła.
Rozmawialiśmy sobie miło prawie 2 godziny, pani nam opowiadała, jak to wszystko wygląda, czy mamy świadomość, że dzieci są z rodzin patologicznych, gdzie matki piją a nawet niektóre biorą narkotyki, że musimy sobie zdawać sprawę, że dziecko może na początku być zdrowe a później może wyjść jakaś choroba, na przykład psychiczna.
Oczywiście powiedziałam, że zdajemy sobie z tego sprawę, że wiemy, że to nie jest tak, jak niektórzy myślą, że w DD są dzieci , które zostały naturalnymi sierotami.
Opowiedzieliśmy pani, że jesteśmy rodziną zastępczą, że pilnowałam kiedyś kolegi synka, którego mama opuściła, że mamy siostrzenice, bratanice, no , że mamy cały czas kontakt z dziećmi. Pani powiedziała, że bardzo dobrze, że mamy takie doświadczenia, że to na plus.
W tej chwili nie przytoczę o czym jeszcze rozmawialiśmy, bo mam małą pustkę w głowie, było tego mnóstwo.
Mój mąż oczywiście opowiedział, o swoich budowach domów, o pracy.
Podobało mi się jak powiedział, że jeśli w przyszłości by przytrafiła nam się ciąża, to nigdy w życiu nie ma zamiaru dzielić dzieci, że ty jesteś adoptowany a ty mój biologiczny. Mówił, że dla niego dziecko adoptowane to jego dziecko, a swoje dzieci będzie traktował na równi. Powiedział, że jedno dziecko dostanie dom i drugie też dostanie dom.
Określiliśmy się, że chcemy dziecko albo rodzeństwo (pani bardzo się ucieszyła gdy powiedzieliśmy o rodzeństwie) płeć obojętna, do 3 lat, zdrowe, ale zaznaczyliśmy, że ewentualnie zgadzamy się na małą wadę serca, typu szmery, dziurka w sercu.
Powiedziałam jeszcze pani , że pewnie czasami zdarza się, że jest rodzeństwo i dziecko ma na przykład 3 lata a ma siostrę czy brata 7 lat, to pani powiedziała, żebyśmy jednak skupili się na tych 3 latach, bo to i tak już sporo a jesteśmy młodzi, więc żebyśmy mieli jednak z małego dziecka też radość.
Pani także pytała, jak rodzina, znajomi reagują na naszą decyzję o adopcji, bo to bardzo ważne, powiedziałam zgodnie z prawdą , że każdy to w pełni akceptuje i nie mogą się doczekać tak jak my naszego dziecka.
Wiecie co, ja dopiero teraz sobie zdałam sprawę, gdy przeglądałam papiery, które dostaliśmy, że póki co nadajemy się na rodziców adopcyjnych, bo dostaliśmy kartkę jakie dokumenty mamy przygotować, czyli nie zostaliśmy odrzuceni. A tam jak byk napisane, że 1 punkt to rozmowa informacyjna, drugi punkt to dokumentacja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz