odwiedziło mój blog

czwartek, 23 sierpnia 2012

05.VIII.2012 rok Spotkanie po latach....

Byliśmy z mężem pochodzić sobie po sklepach, nawet zajrzeliśmy do smyka, tak zerknąć szybko jednym okiem na wózki i okazuje się, że mamy z mężem ten sam gust nawet co do wózka, też podoba mu się ten sam model co mi, x-lander :) Gdy tak szliśmy dalej po galerii, patrzę, ktoś do mnie podbiega, a to moja koleżanka z klasy, z liceum, oj ale ma już duże dzieci. Oczywiście rozmowa zeszła na temat dzieci i padło pytanie: "a Wy macie jakieś dzieciaczki?", wtedy powiedziałam, że nie możemy mieć naturalnie i czekamy na adopcję, usłyszałam, że super i koleżanka zapytała się na jakim jesteśmy etapie. Niestety dłużej nie mogłyśmy porozmawiać, życzyła nam powodzenia i każda z nas poszła w swoją stronę. Fajnie tak spotkać kogoś po latach. Wcześniej jak ktoś pytał się ze znajomych czy mamy dzieci , mówiliśmy jeszcze nie, teraz już coraz śmielej mówię o adopcji. Nie to, że się wstydzimy adopcji, o nie nie, po prostu na razie tak otwarcie o tym nie mówimy, bo nie chcemy zapeszyć, odetchnę jak dostaniemy końcową kwalifikację .

02.VIII.2012 rok KOLEJNY LIST Z OA w sprawie wizyty domowej

Jeszcze wczoraj pisałam na bocianie, że zastanawiam się czy nie zadzwonić do ośrodka i zapytać się jak tam nasza sprawa. Wiedziałam, że ruszymy dopiero po wakacjach, ale chciałam wiedzieć czy o nas pamiętają. No i nie musiałam dzwonić, dziś, po dwóch miesiącach od złożenia dokumentów przyszedł kolejny list z OA, tym razem zawiadamiali nas, że proponują 21 września wywiad środowiskowy w miejscu naszego zamieszkania, oczywiście data bardzo nam odpowiada, spotkanie będzie trwał około 4 godzin. Więc trzeba przygotować ciasteczka i pyszną kawę. Coraz bliżej :)

27.VII.2012 rok Książki na temat adopcji

Jestem teraz na etapie czytania książek o adopcji. Mąż nie bardzo lubi czytać, ale z chęcią mnie wysłuchuje, gdy mu o książce opowiadam, albo czytam ciekawe fragmenty z książek. W tym miejscu dziękuję bardzo Oli za pożyczenie książek roza Czytam teraz "Dziecko z chmur". Bardzo fajna książka, mam wrażenie jakbym czytała o sobie, ale po prostu wiele par przechodzi przez to samo co my, leczenie, diagnoza:niepłodność, bezpłodność, smutek, pogodzenie się z tym, podjęcie decyzji o adopcji. W pewnym momencie dotarłam do fragmentu, gdzie pani Beatka opisuje pewną historię. Otóż jakaś pani podzieliła się z nią pewną refleksją:"Pani Beato, gdzie jest napisane, że wszyscy muszą mieć dzieci?" . Autorka napisała, że była zła na tę kobietę, bo co ona może wiedzieć, bo ma dwójkę dzieci, ale dopiero dziś wie, że to było jedno z najmądrzejszych zdań, jakie usłyszała. Gdy przeczytałam to zdanie też się zdenerwowałam, co Ci ludzie gadają, ale gdy przemyślałam to, uśmiechnęłam się, bo przecież ta kobieta ma rację, bo ja przetłumaczyłam sobie to tak, może to brzmi drastycznie, dziwnie, ale dzięki temu, że nie każdy rodzic biologiczny może te dzieci wychowywać, my możemy zostać rodzicami. Na bocianie jest temat, czy mówić dzieciom, że urodziła je inna mama, czy inna pani, ja byłam za tym, aby mówić pani, a teraz wiem, że nie, dziecku należy powiedzieć "inna mama", bo będę wdzięczna tej mamie, do końca życia, że urodziła NASZE dziecko :)

23.VII.2012 rok BAJECZKA TAKA "se" ;)

Dawno nie pisałam, mam ustawiony suwaczek, który pokazuje mi na dzień dzisiejszy, że od złożenia dokumentów mija 1 miesiąc, 2 tygodnie i 5 dni. Gdy kładę się wieczorem spać, mam wtedy dużo przemyśleń w swojej główce i tak sobie zawsze rozmyślam.Wczorajszego wieczoru znów mi w głowie zaczęła się układać pewna historyjka, stwierdziłam, że trzeba ją przelać na papier, więc tylko jak rano wstałam, wzięłam się za pisanie i w ciągu 15 minut powstało moje dzieło:
     Za siedmioma drzewami, za siedmioma strumyczkami, była piękna polana usłana pięknymi czerwonymi makami.
Na tej polance, w tym cudownym miejscu, mieszkali pan i pani Żuczek. Mieli piękny, cudowny dom z ogródkiem, mnóstwo przyjaciół i dużą rodzinę. Pewnego dnia stwierdzili, że brakuje im do tego szczęścia małych Żuczków. Mijały dni,tygodnie, miesiące a nawet lata i małych Żuczków nadal nie było, Żuczki z tego powodu były bardzo smutne i nieszczęśliwe.
     Gdy przyjaciele widzieli w oczach Żuczków rozpacz, postanowili im pomóc i opowiedzieli o miejscu na polanie, pod największym makiem, gdzie przebywają dzieci, którymi rodzice z różnych powodów nie mogą się opiekować. Pan żuczek wraz z panią żuczek udali się tam z nadzieją, że czeka na nich ich własne maleństwo.
Dotarli tam o świcie i od razu ujrzeli swoje dziecko,serce im tak podpowiadało, spało sobie smacznie na płatku maku.
     Wrócili już do domu w trójeczkę i tak zaczęły upływać dni, tygodnie, miesiące w radości, szczęściu, miłości.
    Pewnego razu , po wielkiej ulewie, ich dziecko przyglądało się dość długo kropli deszczu, gdzie widziało swoje odbicie, było już na tyle duże, że potrafiło zobaczyć, że troszkę różni się od swoich rodziców,więc postanowiło się rodziców o to zapytać:
-mamo, tato!-zawołało niecierpliwie Dziecko
-słucham Kochanie-rzekła mama Żuczek
-powiedz mi, dlaczego wy macie czarne skrzydełka a ja czerwone w czarne kropeczki, no dlaczego-dopytywało się Dziecko.
Pan Żuczek i pani Żuczek wiedzieli, że w końcu padnie to pytanie, nie spodziewali się, że to nastąpi już, ale ze spokojem, mama Żuczek rzekła:
-usiądź moje Szczęście, coś Ci opowiem...... i tak mama Żuczek opowiedziała swojemu dziecku o dniu, w którym wybrali się o świcie w miejsce pod wielkim makiem. Kończąc opowieść mama Żuczek dodała:
-i tak o to, moja kochana Biedroneczko, stałaś się naszą najukochańszą córeczką pod słońcem,na którą tak długo czekaliśmy.
Biedroneczka przytuliła się do mamusi Żuczek i powiedziała:
-mamusiu strasznie się cieszę, że się odnaleźliśmy, dziękuję , że mi opowiedziałaś moją historię, będę teraz pamiętać, że jestem z brzuszka od innej mamy, ale u Ciebie urodziłam się w serduszku, kocham was bardzo.
-my Ciebie także nasz Cudzie wyczekany, kochamy najbardziej na świecie-rzekła wzruszona mama Żuczek.
Całej rozmowie, ze spokojem, z boczku, przysłuchiwał się tata Żuczek, otarł dyskretnie łzy z policzków i przyłączył się do uścisków.
        Po pewnym czasie odnaleźli też synka, któremu  także mama Żuczek wytłumaczyła skąd się wziął, gdy zapytał się rodziców:
-mamo, tato, dlaczego ja mam zielone skrzydełka, moja siostra czerwone a wy czarne?
I ta opowieść, mamy Żuczek, zakończyła się tymi samymi słowami, co rozmowa z córką:
-......i tak o to, mój kochany Koniku Polny, stałeś się naszym najukochańszym Synkiem pod słońcem, na którego tak długo czekaliśmy.
       I w ten sposób rodzina Żuczkowa, żyła długo i szczęśliwie razem ze swoimi dziećmi, Biedroneczką i Konikiem Polnym.

Uwaga! Bajka jest mojego autorstwa!!!!

05.VII.2012 rok WSZYSTKO ZAPIĘTE NA OSTATNI GUZIK

Wczoraj w końcu dotarłam na pocztę, aby wysłać do OA brakujące dokumenty, czyli list polecający od szwagra oraz opinię z jego szkoły, dodatkowo opinię napisał też jego majster z praktyk. W opinii szkolnej trochę się zdenerwowałam, że wychowawca napisał, że mój mąż odpowiada na telefony , ale sam się nie dopytuje i nie przychodzi na zebrania. Gdy byłam na spotkaniu z wychowawcą, powiedziałam, że będę przychodzić na zebrania, nauczyciel powiedział, że nie ma takiej potrzeby, że daje sobie radę z moim szwagrem w szkole a jak będzie coś nie tak to zadzwoni a oceny możemy sobie zobaczyć na internecie na stronie szkoły. No tak mi powiedział, a w opinii takie coś, jak to nas przedstawia sceptyczny Ale jak wracałam z poczty to miałam ochotę podskakiwać, czułam się lekko, jestem taka szczęśliwa, że nasza droga do macierzyństwa coraz bliżej. Kibicujących nam przybywa, dołączyli majster szwagra z żoną

27.VI. 2012 rok MÓJ KOCHANY MĄŻ

Ostatnio zauważyłam pewną rzecz , do mojego mężulka chyba w końcu dociera, że prędzej czy później będzie Tatą :) Coraz śmielej wchodzi do sklepów dziecięcych, ogląda się za dziećmi, wózkami, przy okazji patrzy na marki, jak mu się jakiś spodoba, cudny widok, a jeszcze będzie cudowniejszy jak będzie trzymał blisko swojego serca swoje dziecko, a w sumie to NASZE :) Czasami zastanawia się na głos, chłopiec czy dziewczynka :)

27.VI.2012 rok MAŁA RZECZ A TYLE PROBLEMÓW.....

Jak wcześniej wspominałam, zostaliśmy już wpisani na listę, ale musimy dostarczyć jeszcze opinię ze szkoły szwagra i list polecający...hmmm....mam wrażenie, że już o tym pisałam, no ale to nieważne, ważne jest to, że szkoła robi nam problemy. Uparli się, że taką opinię mogą jedynie wydać na polecenie "góry", na przykład sądu, bzdura, każdy nam tak mówi. No ale wykłócać się nie będziemy , szkoda czasu, już i tak miałam zamiar wysłać te dwie brakujące rzeczy tydzień temu. W końcu zadzwoniłam do OA i przedstawiłam sprawę, pani pedagog poradziła, abym zadzwoniła do PCPR i tam poprosiła o opinię, a raczej kopię, nawet nieco starszą. Niestety pani powiedziała, że mają z tamtego roku, ale zaraz wyśle faxem podanie o opinię do szkoły, mam nadzieję, że szkoła się pospieszy, bo chyba nie zostawią nas z tym przez wakacje, nie no, osobiście tam się przejadę. Jeśli tego nie załatwię pani pedagog powiedziała, że może być w zastępstwie świadectwo szkolne. No zobaczymy jak to będzie, po niedzieli chcę zawieźć te dwie rzeczy, aby być już tam zapięta na ostatni guzik, wtedy pozostanie czekać na list w sprawie dalszego działania.

21.VI.2012 rok WSPOMINKI....

Decyzja o adopcji była jedną z najlepszych decyzji, jakie z mężem podjęliśmy, no nie licząc naszego ślubu ;) Tyle lat walczyliśmy z niepłodnością, teraz już przeszłam po tym żałobę, ale chciałabym się podzielić niektórymi moimi wspominkami z tamtych lat, tymi miłymi ale i niedobrymi.  
Sierpień 2001rok
4 rano , za godzinę z mamą odwieziemy moją kuzynkę Arletę na dworzec PKP,stoję w łazience wpatrując się w test ciążowy i nie wierzę, są, są dwie kreski, po 8 miesiącach starań. Słyszę, że już Arleta z moją mamą krzątają się po kuchni, chwytam w roztrzęsione ręce test i idę do nich. -patrzcie, nie wierzę, jestem chyba w ciąży ! Obie zerknęły na test i od razu uśmiech, no, u mamy lekkie zaskoczenie zobaczyłam w oku. Czas ruszać na dworzec, na dworze dopiero się rozjaśnia, jest chłodno, ale to nic, w moim sercu jest radość, wszystko mnie teraz cieszy. Dojechałyśmy, na twarzy Arlety cały czas uśmiech, wsiadając do pociągu jeszcze mówiła: -jak super, będę ciocią, strasznie się cieszę i gratuluję. Póki pociąg nie zniknął z peronu Arleta nadal stała przy oknie, machała i się szeroko uśmiechała.  
11 września 2001roku
W Nowym Yorku stała się tragedia ,terroryści zaatakowali WTC, zginęło bardzo dużo ludzi, wielka tragedia, wszędzie płacz, strach, ja też płaczę, nie wiem czy to nie egoistyczne , ale płaczę tylko nad swoim losem, bo moja radość , że będę mamą nie trwała zbyt długo.......jest gdzieś godzina 22, leżę w łóżku, szpitalnym łóżku, na rano zaplanowany zabieg.....poroniłam.....nie wiem dlaczego, jeszcze parę dni temu lekarz pokazywał mi na monitorze jakąś kropeczkę z pulsującym mikroskopijnym punkcikiem -widzi pani, to serce pani dziecka! A teraz pozostała tylko wielka pustka i żal do całego świata, dlaczego ja, ta która czekała razem ze swoim ukochanym mężczyzną na ten mały Cud, który miał się urodzić za 8 miesięcy.  
2003 rok
Jestem po trzecim poronieniu, już w miarę doszłam do siebie psychicznie i fizycznie. Właśnie wyszłam z moim psem na spacer, przechodzę obok placu zabaw, widzę znajome twarze. Moje koleżanki te dalsze i bliższe siedzą na ławeczce i sobie plotkują a ich dzieci bawią się na huśtawkach. Idę w ich kierunku, uśmiecham się, witam i nagle ta dalsza koleżanka wyskakuje z tekstem , który zapamiętałam do teraz i będę pamiętać do końca życia, wtedy według niej to było śmieszne. Jasne, bardzo śmieszne, jak można tak zażartować wiedząc, że ta osoba właśnie poroniła, czyli ja. A co powiedziała, a więc podchodzę a ona:"a co ty tutaj robisz, co chciałaś , tu mogą przebywać tylko matki z dziećmi, idź stąd" i szeroki uśmiech. Najpierw szok, głupio mi się zrobiło i przykro, to rzuciłam tekstem pokazując na mojego psa:" no przecież przyszłam z córką". Teraz sobie zdałam sprawę, że ta osoba bawiła się 5 lat później na moim weselu, za dobrą duszyczką jestem, że tak szybko wybaczam wstyd  
czerwiec 2012rok
 Rodzina też potrafi ranić, brat męża ostatnio rzucił w kłótni do mojego ślubnego:"zobaczymy jak będziesz miał własne dziecko, na razie nie potrafisz zrobić". Ale tak jak napisałam to są niemiłe wspomnienia, teraz jestem szczęśliwa, mam kochającego męża, piękny dom z ogrodem, po którym niedługo będzie słychać tupot małych stópek kocham

19.VI.2012 rok DZIĘKUJĘ......

Podziękowania należą się moim forumowym koleżankom, które są razem ze mną od kilku lat, wspierają mnie, podnoszą na duchu ;) ślubne-byłyście ze mną gdy przygotowywałam się do ślubu, radziłyście, podpowiadałyście, po ślubie zostałam z Wami i jestem do teraz, bardzo mnie wspieracie i kibicujecie, dziękuję Wam za to serce maluchy-Wam również dziękuję za wsparcie, pomoc, za rady, nigdy się nie spodziewałam, że jest tam tyle osób, które mi kibicują, dziękuję serce bocian-najpierw wiele rad, pomocy w walce z niepłodnością, a teraz wsparcie w naszej drodze adopcyjnej, dziękuję Wam za wsparcie, pokierowanie co i jak, dzięki Wam możemy działać sprawniej i szybciej, dziękuję serce Niektórzy nie mogą zrozumieć, że można być z kimś tak związanym znając się jedynie internetowo, pewnie, że można, czasami ma się więcej przyjaznych ludzi niż w życiu realnym. Wspomnę, chociaż to oczywiste, że dziękuję mojej rodzinie za wsparcie jakie mi dajecie i czekacie razem z nami na Nasz Cud serce .

19.VI.2012rok MAŁA REFLEKSJA.....

Przez 11 lat walczyliśmy o biologiczne poczęcie,co z tych 11 lat zapamiętałam: różni lekarze,szpitale, kliniki, przychodnie, zabiegi, operacje, poronienia, ból,smutek, żal, niemoc, rozgoryczenie, wiele przebytych kilometrów, różne miasta, wiele badań, mnóstwo oddania krwi na badania, jeszcze więcej wydanych pieniędzy, z których niezła wyprawka by była dla naszego dziecka. Gdy po ostatnim poronieniu, we wrześniu 2011roku, w naszą 3 rocznicę ślubu, wróciłam do domu, powiedziałam do męża: koniec, koniec badań, cierpienia, umówmy się w kwietniu do OA, będzie blisko do 4 rocznicy ślubu, pewnie już staż wystarczy. I tym sposobem wróciliśmy do wcześniejszych rozmów o adopcji. Kocham mojego męża za to, że jesteśmy tacy zgodni, że rozumiemy się bez słów, że mamy te same cele, myśli, pragnienia, marzenia. Po tej decyzji poczułam się lekka jak piórko, zszedł ze mnie cały ciężar, który niosłam przez te 11 lat, wreszcie poczułam się szczęśliwa i tak jest do teraz, za każdym razem, gdy są nowe wieści z OA uśmiecham się coraz bardziej :)

14.VI.2012r. LIST Z OA.

Z rana zadzwoniła do mnie mama oznajmiając , że jakiś list przyszedł do nas z urzędu marszałkowskiego. Ucieszyłam się, bo wiedziałam, że jakieś wieści przyszły z OA, chwyciłam kartę od auta i pojechałam do rodziców. Była mała koperta, zdziwiłam się, że to nie list polecony, a co jakby się zagubił, nie dotarł do nas. Otworzyłam, a tam napisane, że zostaliśmy oficjalnie wpisani na listę kandydatów do przysposobienia dziecka, dostaliśmy numer. Musimy jedynie jeszcze dostarczyć opinię ze szkoły szwagra oraz szwagier musi napisać list polecający. A tak kiedyś żartował, że też może napisać list polecający, że napisze, że jestem leń icon_wink.gif oczywiście to żarty. No to teraz ma okazję się wykazać, jak tak bardzo chciał. Na końcu listu napisane, że będą nas powiadamiać o dalszych krokach. Jejku, coraz bliżej macierzyństwa. Jak napisałam mężowi o liście, to napisał, że on to tłumi w sobie, ale chyba się cieszy a zaraz dodał, nie chyba a na pewno, fajnie będzie móc kupować zabawki.

04.VI.2012r. ZŁOŻENIE DOKUMENTÓW

Mój mąż musiał zabrać mi auto, bo jego się zepsuło a miałam w planach 5 czerwca złożyć dokumenty w ośrodku adopcyjnym. Więc musiałam to o jeden dzień przyspieszyć. Na szczęście mama pożyczyła mi swoje auto, więc najpierw wizyta u lekarza a później prosto do OA. Jechałam tam trochę ze strachem, ale i z radością, że to już, mamy kolejny krok za sobą, nasza droga ku rodzicielstwu jest coraz bliżej. Znów miałam do pokonania te wielkie stare drewniane schody, akurat piętro niżej odbywały się zajęcia lekcyjne, dzieci miały przerwę. Otwieram drewniane drzwi, jeszcze tylko parę schodków do pokonania, jestem. Pani kierownik zajęta, właśnie coś tłumaczy kobiecie, która siedziała przy biurku w czyimś gabinecie, myślałam, że to pracownica, ale gdy zerknęłam na salę, gdzie odbywają się kursy, to siedział przy wielkim stole jakiś pan nad papierkami. Okazało się , że to są kandydaci i właśnie piszą testy icon_wink.gif. Pani kierownik zaprowadziła mnie do sekretariatu, trafiłam na panią, która przeprowadzała z nami pierwszą rozmowę. Usiadłyśmy przy biurku i z dumą przekazałam dokumenty, pani pedagog je przejrzała, sprawdziła, że są wszystkie. Zdjęć miałam 4 sztuki, kazała wybrać i zostawić dwa, wybrałam nasze ulubione ślubne oraz z przed kliku lat a dokładniej 5, gdzie trzymam na rękach malutką Julcię, która już we wrześniu skończy 6 lat.Ależ ten czas zleciał, na szczęście my tak bardzo się nie zmieniliśmy, więc mogłam właśnie to zdjęcie także zostawić. Pani pedagog wytłumaczyła, że na przełomie czerwca/lipca będą mieli przeprowadzkę w nowe miejsce, więc pewnie ruszymy z testami i wywiadem w domu, po wakacjach. Ach, to jeszcze dwa miesiące trzeba czekać, ale to nic, zleci szybko. Później musimy jeszcze dostarczyć być może inne zaświadczenia od rodzinnego, bo na tym było za mało informacji, ale to nie problem. Dodatkowo szwagier, który mieszka z nami musi od wychowawcy wziąć zaświadczenie opisujące jak się uczy i takie tam. Póki co pozostało czekanie na list z OA, jeśli w między czasie będę miała pytania mam śmiało dzwonić i pytać. Te panie są wspaniałe, to się wyczuwa, że to dobrzy ludzie. Mogę w tej chwili napisać: jestem szczęśliwa a mąż razem ze mną :)

20.IV.2012r. PIERWSZA WIZYTA

20 kwietnia 2012 roku była nasza pierwsza wizyta w ośrodku adopcyjnym. Byliśmy umówieni na godzinę 12, byliśmy chwilkę przed czasem, troszkę krążyliśmy, bo zwątpiłam czy to ten budynek, bo zmieniła się nazwa i chyba szkołę, to dopiero tam otworzyli.
Zgodnie z tablicą informacyjną, weszliśmy wiekowymi schodami na samą górę, bodajże II piętro, poddasze.
Weszliśmy do sali z wielkim stołem i dużą ilością krzeseł, domyśliłam się, że tutaj odbywają się warsztaty.
Bardzo miła pani nas przywitała przedstawiając się jako kierownik i poprosiła abyśmy usiedli przy stole a zaraz przyjdzie do nas pani z którą się umówiliśmy.
Gdy tak siedzieliśmy, zaczęliśmy się rozglądać po sali, na stojaku były kartki i były tam zapisane różne słowa, od razu pomyślałam sobie, że pewnie to pozostałości po warsztatach.
Były tam między innymi słowa:żal, rozpacz, rozczarowanie, leczenie. Na ścianach wisiały plakaty z dziećmi, mąż wskazał na jeden z nich i żartem powiedział, że on chce taką dziewczynkę.
Po chwili przyszła pani z którą byliśmy umówieni, poprosiła abyśmy jeszcze chwilkę poczekali pytając się od razu czy czegoś się napijemy.
Po paru minutach wróciła i nas zaprosiła do malutkiego przytulnego pokoiku, pytając się powtórnie czy na pewno niczego się nie napijemy.
Powiedziała, żebyśmy usiedli gdzie chcemy, mąż od razu usiadł wygodnie na kanapie, no to usiadłam obok niego. Z tego przejęcia nawet nie pamiętam jak pani się nazywała, jedynie zapamiętałam, że jest pedagogiem. Pani młoda, bardzo bardzo miła.
Rozmawialiśmy sobie miło prawie 2 godziny, pani nam opowiadała, jak to wszystko wygląda, czy mamy świadomość, że dzieci są z rodzin patologicznych, gdzie matki piją a nawet niektóre biorą narkotyki, że musimy sobie zdawać sprawę, że dziecko może na początku być zdrowe a później może wyjść jakaś choroba, na przykład psychiczna.
Oczywiście powiedziałam, że zdajemy sobie z tego sprawę, że wiemy, że to nie jest tak, jak niektórzy myślą, że w DD są dzieci , które zostały naturalnymi sierotami.
Opowiedzieliśmy pani, że jesteśmy rodziną zastępczą, że pilnowałam kiedyś kolegi synka, którego mama opuściła, że mamy siostrzenice, bratanice, no , że mamy cały czas kontakt z dziećmi. Pani powiedziała, że bardzo dobrze, że mamy takie doświadczenia, że to na plus.
W tej chwili nie przytoczę o czym jeszcze rozmawialiśmy, bo mam małą pustkę w głowie, było tego mnóstwo.
Mój mąż oczywiście opowiedział, o swoich budowach domów, o pracy.
Podobało mi się jak powiedział, że jeśli w przyszłości by przytrafiła nam się ciąża, to nigdy w życiu nie ma zamiaru dzielić dzieci, że ty jesteś adoptowany a ty mój biologiczny. Mówił, że dla niego dziecko adoptowane to jego dziecko, a swoje dzieci będzie traktował na równi. Powiedział, że jedno dziecko dostanie dom i drugie też dostanie dom.
Określiliśmy się, że chcemy dziecko albo rodzeństwo (pani bardzo się ucieszyła gdy powiedzieliśmy o rodzeństwie) płeć obojętna, do 3 lat, zdrowe, ale zaznaczyliśmy, że ewentualnie zgadzamy się na małą wadę serca, typu szmery, dziurka w sercu.
Powiedziałam jeszcze pani , że pewnie czasami zdarza się, że jest rodzeństwo i dziecko ma na przykład 3 lata a ma siostrę czy brata 7 lat, to pani powiedziała, żebyśmy jednak skupili się na tych 3 latach, bo to i tak już sporo a jesteśmy młodzi, więc żebyśmy mieli jednak z małego dziecka też radość.
Pani także pytała, jak rodzina, znajomi reagują na naszą decyzję o adopcji, bo to bardzo ważne, powiedziałam zgodnie z prawdą , że każdy to w pełni akceptuje i nie mogą się doczekać tak jak my naszego dziecka.
Wiecie co, ja dopiero teraz sobie zdałam sprawę, gdy przeglądałam papiery, które dostaliśmy, że póki co nadajemy się na rodziców adopcyjnych, bo dostaliśmy kartkę jakie dokumenty mamy przygotować, czyli nie zostaliśmy odrzuceni. A tam jak byk napisane, że 1 punkt to rozmowa informacyjna, drugi punkt to dokumentacja.