20
kwietnia 2012 roku była nasza pierwsza wizyta w ośrodku adopcyjnym.
Byliśmy umówieni na godzinę 12, byliśmy chwilkę przed czasem, troszkę
krążyliśmy, bo zwątpiłam czy to ten budynek, bo zmieniła się nazwa i
chyba szkołę, to dopiero tam otworzyli.
Zgodnie z tablicą informacyjną, weszliśmy wiekowymi schodami na samą górę, bodajże II piętro, poddasze.
Weszliśmy do sali z wielkim stołem i dużą ilością krzeseł, domyśliłam się, że tutaj odbywają się warsztaty.
Bardzo
miła pani nas przywitała przedstawiając się jako kierownik i poprosiła
abyśmy usiedli przy stole a zaraz przyjdzie do nas pani z którą się
umówiliśmy.
Gdy tak siedzieliśmy, zaczęliśmy się rozglądać po sali,
na stojaku były kartki i były tam zapisane różne słowa, od razu
pomyślałam sobie, że pewnie to pozostałości po warsztatach.
Były tam
między innymi słowa:żal, rozpacz, rozczarowanie, leczenie. Na ścianach
wisiały plakaty z dziećmi, mąż wskazał na jeden z nich i żartem
powiedział, że on chce taką dziewczynkę.
Po chwili przyszła pani z
którą byliśmy umówieni, poprosiła abyśmy jeszcze chwilkę poczekali
pytając się od razu czy czegoś się napijemy.
Po paru minutach wróciła
i nas zaprosiła do malutkiego przytulnego pokoiku, pytając się
powtórnie czy na pewno niczego się nie napijemy.
Powiedziała, żebyśmy
usiedli gdzie chcemy, mąż od razu usiadł wygodnie na kanapie, no to
usiadłam obok niego. Z tego przejęcia nawet nie pamiętam jak pani się
nazywała, jedynie zapamiętałam, że jest pedagogiem. Pani młoda, bardzo
bardzo miła.
Rozmawialiśmy sobie miło prawie 2 godziny, pani nam
opowiadała, jak to wszystko wygląda, czy mamy świadomość, że dzieci są z
rodzin patologicznych, gdzie matki piją a nawet niektóre biorą
narkotyki, że musimy sobie zdawać sprawę, że dziecko może na początku
być zdrowe a później może wyjść jakaś choroba, na przykład psychiczna.
Oczywiście
powiedziałam, że zdajemy sobie z tego sprawę, że wiemy, że to nie jest
tak, jak niektórzy myślą, że w DD są dzieci , które zostały naturalnymi
sierotami.
Opowiedzieliśmy pani, że jesteśmy rodziną zastępczą, że
pilnowałam kiedyś kolegi synka, którego mama opuściła, że mamy
siostrzenice, bratanice, no , że mamy cały czas kontakt z dziećmi. Pani
powiedziała, że bardzo dobrze, że mamy takie doświadczenia, że to na
plus.
W tej chwili nie przytoczę o czym jeszcze rozmawialiśmy, bo mam małą pustkę w głowie, było tego mnóstwo.
Mój mąż oczywiście opowiedział, o swoich budowach domów, o pracy.
Podobało
mi się jak powiedział, że jeśli w przyszłości by przytrafiła nam się
ciąża, to nigdy w życiu nie ma zamiaru dzielić dzieci, że ty jesteś
adoptowany a ty mój biologiczny. Mówił, że dla niego dziecko adoptowane
to jego dziecko, a swoje dzieci będzie traktował na równi. Powiedział,
że jedno dziecko dostanie dom i drugie też dostanie dom.
Określiliśmy
się, że chcemy dziecko albo rodzeństwo (pani bardzo się ucieszyła gdy
powiedzieliśmy o rodzeństwie) płeć obojętna, do 3 lat, zdrowe, ale
zaznaczyliśmy, że ewentualnie zgadzamy się na małą wadę serca, typu
szmery, dziurka w sercu.
Powiedziałam jeszcze pani , że pewnie
czasami zdarza się, że jest rodzeństwo i dziecko ma na przykład 3 lata a
ma siostrę czy brata 7 lat, to pani powiedziała, żebyśmy jednak skupili
się na tych 3 latach, bo to i tak już sporo a jesteśmy młodzi, więc
żebyśmy mieli jednak z małego dziecka też radość.
Pani także pytała,
jak rodzina, znajomi reagują na naszą decyzję o adopcji, bo to bardzo
ważne, powiedziałam zgodnie z prawdą , że każdy to w pełni akceptuje i
nie mogą się doczekać tak jak my naszego dziecka.
Wiecie co, ja
dopiero teraz sobie zdałam sprawę, gdy przeglądałam papiery, które
dostaliśmy, że póki co nadajemy się na rodziców adopcyjnych, bo
dostaliśmy kartkę jakie dokumenty mamy przygotować, czyli nie zostaliśmy
odrzuceni. A tam jak byk napisane, że 1 punkt to rozmowa informacyjna,
drugi punkt to dokumentacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz