odwiedziło mój blog

wtorek, 30 lipca 2013

Jak się kocha adoptusia

No jak się kocha adoptowane dziecko, mniej czy bardziej niż biologiczne? Ja nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo jeszcze dziecka nie mam, sądzę, że będę je kochać bardzo, bo jeszcze Go nie znam a już zajmuje cząstkę mojego serca.
Ale czy ktokolwiek potrafi na to pytanie odpowiedzieć, kto nie doświadczył macierzyństwa, że tak nazwę mieszanego? Niedawno wypowiedziały się dwie mamy, które jedno dziecko mają adopcyjne a drugie biologiczne, u nich miłość do dzieci jest taka sama.
Gdy zdziwiłam się, że matka dziecka biologicznego wypowiada się, że dziecko adoptowane kocha się ciut mniej niż biologiczne, to zostałam nazwana przewrażliwioną, że każdy ma prawo uważać jak chce a ja mam wyluzować.  Owszem, ma prawo, ale nawet jeśli to jest jego zdanie to denerwuje mnie to, bo taka osoba nie może tego wiedzieć, dla tej osoby to abstrakcja, bo tego osobiście nie doświadczyła. A argument, że kocha się mniej, bo nie nosiło się w brzuchu uderzyło we mnie bardzo, zwłaszcza gdy człowiek czyta takie rzeczy pisane przez osoby, które wydawały się życzliwe i trzymały za mnie kciuki. Pocieszeniem miało być, że ciut mniej to nie znaczy gorzej.......ręce mi opadły i zrobiło mi się strasznie smutno i przykro.

niedziela, 7 lipca 2013

Dziś mija 5 miesięcy od kwalifikacji....

Dzisiaj mija nam 5 miesięcy od kwalifikacji, nawet ten czas leci, czasami tęsknię za dzieckiem, chciałabym już. Wczoraj gdy przeczytałam wpis na bocianie to aż serce mi podskoczyło, do jednej pary z kwalifikacji z grudnia 2012 roku zadzwonił telefon, mają synków w wieku 1 i prawie 3 latka. Doszło do mnie, że nie znamy ani dnia ani godziny kiedy ten telefon zadzwoni, może to być w każdej chwili.
Miesiąc temu dzwoniłam do ośrodka, rozmawiałam z panią psycholog, mówiła, że jest teraz mało dzieciaczków, czasami nachodziły mnie myśli aby dać dokumenty do innego ośrodka, zwłaszcza, że w mieście obok naszego miasta, które jest o wiele mniejsze od naszego, czekają na dzieci po 2-3 miesiące.
Ale po rozmowie z panią I. wybiłam sobie to z głowy, bo kto nas nie zna tak dobrze, jak panie, które nas przeprowadziły przez całą procedurę, to z nimi co tydzień spędzaliśmy po 5 godzin, to te panie były w naszym domu, to  z nimi mieliśmy indywidualne rozmowy. Gdzie indziej nie usłyszę przez słuchawkę "pani Ewciu będzie dobrze, szukamy dla Was maluszka, bo jesteście młodzi a męża ma pani wspaniałego i mądrego".

Z rozmowy wtedy też wywnioskowałam, że chyba szukają dla nas jednego dziecka, nie rodzeństwa.

Ale od wczoraj mam takie uczucie, a jakby to do nas zadzwonili, to by byli nasi synkowie, wyzwanie by było co nie, takie dwa maluszki w domu. Ale jak widać to nasi synkowie nie byli, nasze dziecko jeszcze na nas czeka  a my na nie niecierpliwie.