odwiedziło mój blog

niedziela, 30 grudnia 2012

27.XII.2012 rok -prezent urodzinowy-tatuaż ;)

Zrobiłam  sobie, a raczej mój mąż mi zafundował na urodziny tatuaż. Szukałam długo odpowiedniej sentencji i moja siostrzenica Anita idealną mi znalazła : "Never Lose Hope" - nigdy nie trać nadziei.

sobota, 22 grudnia 2012

18.XII.2012 rok kurs-siódme spotkanie-ostatnie :)

No nie wierzę, że to już po , że to tak szybko zleciało te 7 spotkań przez 7 tygodni. Panie ubolewały nad tym, że już koniec, że przydałyby się jeszcze 3 godziny spotkaniowe, ale cóż, nic na to nie poradzimy, musieliśmy już je zakończyć.
Oj intensywne to było spotkanie, mieliśmy scenki, trudno było je odgrywać. Musieliśmy wcielać się w role rodziców i dzieci, mój mąż grał ojca 10 letniego chłopca, a ja w innej scence mamę 3 letniej dziewczynki.  Szczegółów ze scenek nie napiszę, bo mimo, że trudne do odgrywania, to jednak warto być zaskoczonym, nie iść na to spotkanie z wiedzą, jak dokładnie wyglądają te scenki ;) Tak jak pisałam, ciężko było, nawet pani psycholog na nas się zawiodła troszkę, ale warto je odgrywać, bo człowiek wyciąga wnioski na przyszłość.
Musieliśmy jeszcze raz napisać nasze oczekiwania co do dziecka, nasze akurat się nic nie zmieniły, choć wahaliśmy się czy nie zmienić 1-3, ale jednak zostawiliśmy wiek 0-3.
Na koniec dostaliśmy jeszcze zadanie domowe, mamy napisać bajeczkę dla naszego dziecka, jaak wiadomo z wcześniejszych wpisów, my już taką posiadamy :) Mamy je oddać do 8 stycznia, a gdzieś około 15 stycznia kwalifikacje :) Już wiem, że najgorsze, będzie to czekanie  na TEN telefon, teraz nam czas leciał, między badaniami, testami, spotkaniami kursowymi a teraz już tylko czekanie. Straszne to są emocje, jest tęsknota za naszym dzieckiem, już bym chciała je tulić w ramionach. Mam cały czas to przeczucie, że ono jest już na tym świecie, ciągle myślę o nim i proszę w myślach, aby nikt mojego dziecka nie skrzywdził. Pociesza mnie myślę, że za rok na bank już będziemy w trójkę albo czwórkę :)


poniedziałek, 17 grudnia 2012

16.12.2012 rok -moje urodziny :)

Wczoraj były moje 33 urodziny :) Oj jak ten czas leci, pamiętam, że gdy zaczęliśmy się starać o dziecko miałam niespełna 22 lata a mój mąż 20, teraz jesteśmy po 30 ;)
Mam nadzieję, że za rok 34 urodziny będę obchodzić jako mama. Chociaż w sumie ja mamą jestem, mamą czterech Aniołków, które czuwają nad nami w niebie.
Jutro ostatni dzień  kursu :)

środa, 12 grudnia 2012

12.12.12

Taka fajna data, to warto ją utrwalić na blogu :)

Kurs dobiega końca, 10 lat się leczyliśmy, a tutaj w 6 miesięcy przeszliśmy całą procedurę, niebywałe :)  Ale coś mi się wydaje, że to oczekiwanie na TEN telefon, będzie się nam dłużyło, bo tęsknię za naszą Kruszynką.

11.12.2012 rok kurs- szóste spotkanie

No i co, kolejne spotkanie za nami, tak tak, to już szóste było, w następny wtorek ostatnie, siódme :)
Będziemy odgrywać scenki oraz rozmawiać o jawności adopcji. Czy wiecie, że bardzo dużo osób deklaruje o jawności a tak naprawdę później zmieniają zdanie i nie ujawniają , że dziecko jest adoptowane, ja sobie tego nie wyobrażam, moje dziecko będzie wiedziało od początku o swoim pochodzeniu.
Na wczorajszym spotkaniu omawialiśmy film o FAS, wygląda na to, że po tygodniu przemyśleń, dużo osób nie boi się zbytnio tej choroby, tylko jest mały szczegół, na filmie dzieci nie były mocno obciążone, a jak wiadomo dziecko z FAS może być głęboko upośledzone. My z mężem nie baliśmy się powiedzieć, że boimy się FAS, ale na przykład nie boimy się gdy dziecko będzie nadpobudliwe. Zresztą kolejny raz napiszę, że wiadomo, dzieci przeznaczone do adopcji mają zawsze jakieś problemy, które miłością, cierpliwością i pracą możemy zmniejszyć albo całkiem je wykluczyć.
Rozmawialiśmy także o stylach wychowawczych, musieliśmy powiedzieć jaki styl był w naszym domu rodzinnym oraz jaki my chcemy stosować wobec naszego dziecka. Przerażające jest to, że tak wielu z nas było w dzieciństwie bitych, poniżanych, ja na szczęście miałam bardzo dobre dzieciństwo.  Przeraziła mnie opowieść siostry, że jej znajomej wnuk gdy narozrabiał, musiał klęczeć z miską pełną wodą podniesioną nad głową, jakie to okrutne :( Gdy babcia zadała pytanie synowi dlaczego to robi, że to straszne, to odpowiedział, przecież ty mamo nas też biłaś.
Nie wyobrażam sobie stosować takich kar czy bicia wobec własnych dzieci. Ja jestem duża, dziecko jest małe, bezbronne, by mi serce pękło. Oczywistością jest, że jednak nie ma czegoś takiego jak bezstresowe wychowanie, dzieci muszą mieć karę, ale niech to będzie kara w stylu, teraz siedzisz na tym schodku przez dwie minuty, bo zrobiłeś to i to. Jak już karać, to kara musi być krótka i musi być tu i teraz, nie karajmy dzieci, że trzy godziny temu nie chciał iść grzecznie umyć zębów.

sobota, 8 grudnia 2012

04.XII.2012 rok Kurs-piąte spotkanie

Na tym spotkaniu omawialiśmy karty dzieci jakie dostaliśmy do domu, każda para miała inną. W naszej zaniepokoił nas brak informacji o ojcu oraz choroba skórna matki. Na początku się przeraziliśmy tej choroby , stwierdziliśmy, że byśmy nie zdecydowali się  na te dzieci . Ale w ciągu kolejnego tygodnia zainteresowałam się więcej tą chorobą, porozmawiałam z osobami które ją mają i nie jest wcale straszna, więc na następnym spotkaniu wspomnimy o tym.
Obejrzeliśmy także film o FAS, dający dużo do myślenia, lekko przerażający. Po obejrzeniu filmu tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że dziecka z FAS nie chcemy. Chcieliśmy do tej pory dziecko od 0-3, teraz zastanawiamy się czy nie zmienić na od roku wzwyż. U około roczniaka już bardziej można dostrzec ewentualne choroby.
Na przyszłych wtorkowych zajęciach będziemy omawiać film i w ogóle rozmawiać o FAS. Aż się nie chce wierzyć, że w przyszły wtorek to już przedostatnie zajęcia, ależ ten czas zleciał. Będę za tymi zajęciami tęsknić.

czwartek, 29 listopada 2012

27.XI.2012 rok kurs-czwarte spotkanie

Aż się nie chce wierzyć, że już czwarte spotkanie za nami, jest coraz poważniej, trudniej, ale super. Jeszcze przed nami  3 spotkania a ja tęsknię już za warsztatami. Dają nam dużo, bardzo dużo, uczymy się nowych rzeczy, mamy ciekawe spotkania z różnymi ludźmi. Na ostatnich warsztatach mieliśmy oglądać film o FAS, ale coś komputer nie chciał współpracować, obejrzymy na następnych. Mieliśmy ciekawe doświadczenie z dwiema historiami. Była historia Beatki i Andrzejka, zostaliśmy podzieleni , część z nas była Beatką a część Andrzejkiem , szczegółów nie zdradzę, aby każda para była zaskoczona, bo co to za ćwiczenia gdy się wie o co chodzi. Jedynie zdradzę, że były to dwie różne historie, narodziny dziecka kochanego i niekochanego.  Omawialiśmy także artykuły , które dostaliśmy do poczytania,między innymi artykuł o zielonogórskim ośrodku "niemowlak na gwarancji" (gazeta wyborcza 17-18 listopada 2012rok). Napiszę ważną rzecz, bo być może nikt Was w tym nie uświadomi. Gdy dziecko jest  ze zrzeczenia, ośrodek nie ma prawa dowiadywać się o rodzinie biologicznej dziecka, gdy matka decyduje się na podpisanie o zrzeczeniu, to dlatego, że chce dziecko zostawić i nie chce aby , brzydko napiszę, drążyć tematu. Tutaj już tylko zostaje dobra wola ośrodka, czy pomoże dowiedzieć się coś o rodzinie. Dla mnie na przykład bardzo ważne jest aby znać przeszłość rodziców, czy nie ma u nich chorób psychicznych.
Oczywiście w domu, kolejne mamy zadania do wykonania, troszkę popisać musimy.
Jak zwykle na koniec roku mamy nalot kuratorów w domu, w związku z RZ dla męża brata. Oczywiście z dumą mówię o adopcji, każdy gratuluje i trzyma kciuki. Wczoraj była pani kurator  z sądu, gdy opowiadałam w jakich okolicznościach znalazł się u nas męża brat, pani powiedziała, że jestem wielka, że mnie podziwia, prawie się popłakałam.

czwartek, 22 listopada 2012

20.XI. 2012 rok kurs-trzecie spotkanie

Na trzecim spotkaniu mieliśmy spotkanie z panią pielęgniarką, nawet nie wiadomo kiedy minęły te 4,5 godziny, chociaż przyznam szczerze, że o pielęgnacji dziecka co nie co wiem. Ale oczywiście było także mnóstwo ciekawych informacji odnośnie wychowywaniu, pielęgnacji dziecka, czy to choroba poważna czy mniej poważna.
Ważną rzeczą i może także przez to było obu stronom łatwiej, bardziej się rozumieliśmy, ponieważ pani pielęgniarka jest podwójną mamą adopcyjną, 5 letniego synka i 2,5 letniej córeczki. Teraz przepisy się troszkę zmieniły, jest mało dzieci wolnych prawnych, więc dłużej będziemy czekać na dziecko, natomiast pani pielęgniarka czekała zaledwie na synka 2 miesiące, a na córeczkę 6 miesięcy.
Nasza grupa coraz bardziej się integruje, coraz bardziej jesteśmy do siebie odważni, więcej na przerwach przy kawie i pysznym ciastku rozmawiamy.
Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o moim mężu, jaka ja jestem z niego dumna, nie dość, że przez kurs, musi w tygodniu pokonać 800km, to ma jeszcze siłę intensywnie uczestniczyć w kursie. Zadaje nie głupie pytania, ładnie wypowiada się, jest bardzo zaciekawiony, nie siedzi znudzony, co często mu się zdarza. Tutaj po prostu czuje, że jesteśmy tam w ważnej sprawie, w sprawie naszego dziecka :)
Muszę powiedzieć, że często mi się śnią dzieci, ale najczęściej mały chłopczyk, nawet mój tato ostatnio powiedział, że śniło mu się, że był wnuczek. Oj też czeka na tego wnuczka. Natomiast mój mąż cały czas córa i córa, najlepiej z blond loczkami ;)
Na następnych zajęciach będziemy mówić o ważnej rzeczy jaka zdarza się (niestety) w adopcjach, czyli o rozwiązywaniu adopcji, tak zwanych "zwrotkach".  Dostaliśmy do poczytania artykuły, między innymi artykuł, który przeczytałam przed poprzednim spotkaniem, o naszym ośrodku, ale rzecz wydarzyła się 15 lat temu. Napiszę więcej o tym po kolejnym spotkaniu , gdzie omówimy artykuły.

Chciałam w ogóle dodać, że bardzo bardzo się cieszę, że to moje pisanie komuś pomaga, tym bardziej chce mi się pisać dalej i więcej. Pozdrawiam moje nowe koleżanki blogowe i trzymam za Was kciuki &&&

środa, 14 listopada 2012

13.XI.2012 rok kurs-drugie spotkanie

No dobrze, postaramy się na trzecie spotkanie dotrzeć przed czasem a nie na minutę przed "godziną zero". Zdążyłam sobie jeszcze szybko zrobić pyszną kawkę i zasiadłam za wielkim stołem z pozostałymi uczestnikami warsztatów. No zapomniałabym o najważniejszym, no oki, mniej ważniejszym, były pyszne różności do kawki mmmmm.
Na tym spotkaniu było również bardzo ciekawie i pouczająco, mogliśmy poznać jak wygląda to od strony sądowej, bo naszym gościem była pani sędzia . Przy łykach pysznej kawki a mąż przy pysznym soczku wiśniowym, słuchaliśmy co ciekawego ma do powiedzenia pani sędzia, oj a miała dużo do powiedzenie ważnych rzeczy.
Mogliśmy dowiedzieć się, jak naprawdę jest z tą adopcją ze wskazaniem, jak jest z nadawaniem nazwiska i imion praz jak to jest z tą różnicą wieku między dzieckiem a rodzicem. Najważniejszą rzeczą jaką mamy pamiętać to to, że w całej procedurze adopcyjnej jest ważne dziecko nie rodzic. To dziecku trzeba zapewnić jak najlepsze warunki.
Pani sędzia poopowiadała nam jakie czasami miała sprawy, uderzyło nas to, jak ojciec tłumaczył się przed sądem, że jego syn rozrabia, "bo wie pani, on jest adoptowany". Co to ma do rzeczy to chyba wszyscy wiemy, tak nic to nie ma do rzeczy, przecież nie liczą się geny a wychowanie.
Usłyszeliśmy także, jak rodzice sądzili OA, chcieli wysokie odszkodowanie, bo chcieli dziecko zdrowe a ono po kilku latach zachorowało. Nie rozumiem tego, przecież jesteśmy uczeni na szkoleniach, testach, rozmowach, że nie mamy gwarancji, że dziecko po roku czy dwóch latach nie zachoruje, ale czy biologiczne dzieci też nie chorują? dlaczego w ludziach taka ciemnota jest, no inaczej nie potrafię tego nazwać i smutno mi z  tego powodu. Przecież ośrodek nie mógł tego przewidzieć, oni dziecko przebadali, dali zdrowe. Niestety jak niektórzy nie nadają się na rodziców biologicznych tak i nie nadają się niektórzy na rodziców adopcyjnych. Bo tak łatwo zwalić im winę na adopcję i dziecko oddać jak niepotrzebny mebel, smutne to i przykre.
Troszkę nas wczoraj zasmuciła wiadomość, że prawdopodobnie czas oczekiwania na dziecko, to będzie 2 lata. No nie ma dzieci wolnych prawnie, niestety.

czwartek, 8 listopada 2012

06.XI. 2012 rok kurs-pierwsze spotkanie

Jak to u nas bywa, dotarliśmy na kurs w ostatniej chwili, no ale tak, wyleciało nam z głowy, że drogę robią. Ale udało się dotrzeć na dwie minuty przed czasem. Weszliśmy do sali, większość par już siedziała. Rozsiedliśmy się przy dużym stole i nieśmiało  zerkaliśmy na naszych współtowarzyszy, czekając na rozpoczęcie kursu.
4 godziny minęły bardzo szybko, nawet bym rzekła za szybko, bo było fajnie, nawet nie wiece ile przez te 4 godziny można przyswoić wiedzy, dowiedzieć się mnóstwa ciekawych, pouczających rzeczy. Oczywiście najpierw zaczęliśmy od przedstawienia się, każdy po kolei. Później był czas na różne zadania. Najpierw wypisywaliśmy na karteczkach czym jest dla nas adopcja, no i wyszło, że jesteśmy wszyscy egoistami, ale że mamy się nie przejmować, że to normalne na początku :) Nic na to nie poradzimy, że pragniemy być rodzicami, ale to nie świadczy o tym, że dziecko nie będzie dla nas na pierwszym miejscu.
Następne spotkanie już 13 listopada, będzie bardzo ciekawie, bo będzie spotkanie z panią sędziną :)
Oczywiście dostaliśmy do domu do przeczytania artykuły oraz zadanie domowe, napisać o obawach w adopcji.

niedziela, 4 listopada 2012

04.XI.2012 rok kurs za dwa dni

Jeszcze tylko dwa dni do kursu, parę dni temu przyszedł oficjalny list z zaproszeniem na kurs, startujemy o 12:30, już nie mogę się doczekać :)

czwartek, 25 października 2012

25.X.2012 rok kurs kurs kurs

Już minęły ponad dwa tygodnie od testów, miałam postanowienie, że jutro zadzwonię i się zapytam. Nagle dzwoni telefon, numeru nie mam zapisanego, ale rozpoznaję, że to telefon z OA, serce mi wali, odbieram, po drugiej stronie miła pani zaprasza nas na kurs , 6 listopada . Oczywiście jeszcze przyjdzie zaproszenie pocztą.
Jestem taka szczęśliwa, jeszcze trochę, jeszcze chwila, a zamieszka z nami nasze upragnione dziecko. W ogóle mam przeczucie, że ono już jest na świecie, że czeka na nas, czeka kiedy się odnajdziemy. Cały czas myślę o tym,  aby to nasze dziecko czekało na nas w bezpiecznym miejscu, że nie dzieje mu się krzywda. Staram się je chronić, myśląc o nim. Jeszcze trochę moje maleństwo i będziemy razem.

wtorek, 23 października 2012

23.X.2012 rok Dłuży się ten czas.......

Dzisiaj mijają 2 tygodnie i 1 dzień od testów, dłuży mi się, wiem, że potrzeba czasu na sprawdzenie, później przedstawienie nas na komisji, ale już bym chciała wiedzieć na czym stoimy :) A niedługo następny kurs startuje :)
Dzisiaj koleżanka Pati podzieliła się czymś wspaniałym, wzruszającym, więc i ja podzielę się tym dalej :)

Nie jesteś ciałem z mego ciała

ani kością z mojej kości

ale wciąż prawdziwie moja

nie zapominam o tobie nawet na jedną minutę.

Nie rozwijałaś się pod moim sercem

ale w nim.

Dla mnie jesteś kimś wyjątkowym.

Fakt, że to nie ja ciebie urodziłam

nie przeszkadza mi być twoją matką

ani tobie moją córką.

Bo być matką znaczy więcej niż urodzić dziecko

a dorastanie jest czymś

co możemy razem doświadczać...

Tęskniłam za tobą

i kiedy w końcu wybrano ciebie

staliśmy się rodziną.

W twoim zachowaniu jak w lustrze

widzę swoje odbicie

a podobieństwo tworzy się

z miłości, ciepła i bezpieczeństwa.

Claire Short

poniedziałek, 15 października 2012

wtorek, 9 października 2012

08.X.2012 rok TESTY psychologiczne w OA

       Poniedziałek, 7:00, zadzwonił budzik, oj jak mi się wstać nie chciało, jeszcze trzy razy   drzemkę włączałam. Wyjechaliśmy z domu o 8:40, zapomnieliśmy, że przecież kładą nam piękną nową nawierzchnię na drodze, więc są korki, ale na szczęście dojechaliśmy do celu o 8:57 :)
       Pierwszy raz byliśmy w nowej siedzibie OA, bardzo przyjemnie tam jest :) Na ścianach wszędzie wiszą zdjęcia dzieci, podejrzewam, że to adopcyjne dzieci, są także piękne obrazy  na których widnieją dzieci . Przywitała nas bardzo sympatyczna pani psycholog, zaprosiła na kanapę i zaczęliśmy od wstępnej    rozmowy, w sumie początkowa rozmowa wyglądała jak na pierwszym spotkaniu, albo na wizycie domowej. Po rozmowie przeszliśmy do części testowej, zostalismy usadowieni przy biurkach i zaczęliśmy wypełniać testy. Na początek trzeba było dokończyć zdania, na przykład takie : "mój tata jest......",
   "lubię.......", "nie znoszę......", "Ja........", więcej nie zdradzę, bo jednak na tych testach ważna jest pierwsza myśl. Nie ma co się stresować, pani psycholog mówiła, ale i to samo było napisane na początku testów, że nie ma złych odpowiedzi a testy są jedynie po to aby poznać nas. W testach także trzeba było napisać, jak się odnosimy w różnych sytuacjach, do męża, znajomych, nieznajomych, rodziny, jak byśmy odnosili się do dziecka .
       Te testy by się przydały także i dla rodziców biologicznych, są bardzo pouczające. A przyszłym rodzicom adopcyjnym mówię, że nie ma czego się bać, nikt tam nie jest przeciwko nam, a chcą tylko jak najlepiej nas poznać.
       Chwilkę po testach także porozmawialiśmy, mogliśmy popytać się, parę pytań się znalazło, znów czegoś nowego się dowiedzieliśmy.
       Pozostało nam tylko czekać na decyzję kiedy zaczniemy kurs, bo wierzę, że
   testy przeszliśmy pozytywnie. Prawdopodobnie już na początku listopada zaczniemy.
       kolejny krok za nami :)

czwartek, 4 października 2012

04.X.2012 rok Jeszcze kilka dni do kolejnego kroku......

Dzisiaj mijają 4 miesiące od złożenia dokumentów i zostały 4 dni do testów, aż nie chce się wierzyć, że być może jeszcze tylko 2 miesiące i będziemy już tylko czekać na TEN telefon, super.
Testów w ogóle się nie boję, nie mogę się ich doczekać, bo wtedy wiem, że to będzie  kolejny za nami krok, który zbliży nas do naszego Cudu.
Wcześniej troszkę się obawiałam, wizyty domowej, testów, kursu, ale jak dobra duszyczka (jk81 ;) ) napisała, że trzeba myśleć pozytywnie, skoro wiemy, czujemy, że nadajemy się na rodziców, to czego się bać :) Dziękuję dobra duszyczko ;)

czwartek, 27 września 2012

27.IX.2012 rok Dziś Nasza podwójna rocznica :)

Dziś mija 14 lat odkąd jesteśmy razem a także mamy 4 rocznice ślubu. Czas leci szybko, a ja do tej pory pamiętam ten nasz pierwszy pocałunek, pierwsze nasze zaloty, godzinne rozmowy  o wszystkim i o niczym. W związku jak to w związku, są i wzloty i upadki, przez te 14 lat dużo w naszym życiu się wydarzyło, dużo było prób odnośnie naszej miłości, oj a nie zliczę ile kłótni było i bywa między nami. Na szczęście potrafimy szybko się godzić, zwłaszcza mój kochany mąż, nie potrafi się gniewać na swoją żonę.
Troszkę smutno jest, bo ja tu a on tam, osobno jesteśmy w tym ważnych dniu, ale już jutro mąż wraca, a w sobotę na pewno pójdziemy sobie na jakąś dobrą kolację do ulubionej restauracji, a może i kino :) na pewno będzie miło.
Czuję, że to jest nasza ostatnia samotna rocznica, następną, 5 letnią już będziemy obchodzić jako rodzice, nasze dziecko a może i dzieci będą świętowały razem z nami :)  Oj, 5 rocznica będzie huczna :)

sobota, 22 września 2012

21.IX.2012rok Wizyta domowa


            Jak to fajnie odliczać kolejne kroki, pierwsza wizyta, złożenie dokumentów i dzisiejszy wywiad w domu, coraz bliżej do oczekiwania na telefon. A tak zwane usg domku, odbyło się w sympatycznej atmosferze. Było parę minut po 9 rano, gdy zapukała do naszych drzwi pani z oa.  Zrobiłam pyszną kawkę, podałam własnoręcznie zrobione ciasto i rozpoczęła się nasza rozmowa. 
            Rozmawialiśmy o wszystkim o naszym dzieciństwie, szkole, domu rodzinnym, rodzenstwie, rodzicach, ale także dostaliśmy wiele wskazówek od pani, jak postępować w pewnych sytuacjach, były to bardzo cenne i ważne wskazówki. Oczywiście na samym początku pokazaliśmy nasz dom, na początku mieliśmy założenie pokazać tylko sypialnię i pokój dziecięcy, ale wyszło tak, że pokazaliśmy wszystkie pomieszczenia jakie mamy.   
           Pani porozmawiała także z moim szwagrem, bo w końcu z nami mieszka i też pani musi wiedzieć jaki on jest.  Mój mąż został bardzo pochwalony, za to co osiągnął własną pracą i determinacją w dotychczasowym życiu. Usłyszeliśmy, że na rodziców nadajemy się jak najbardziej, że gdyby to zależało od pani, przyznała by nam dziecko już teraz :) Tak świetnie się rozmawiało, że ani się nie obejrzeliśmy, a tutaj już wybiła godzina 13:30. 
           Teraz pozostało nam czekać na testy, które odbędą się 8 października, pani nam mniej więcej opowiedziała, jak będą wyglądać. Dowiedzieliśmy się także, że kurs zaczniemy z nowa grupą, być może już w połowie października a najpóźniej na początku listopada. .
           Już nie mogę doczekać się testów i kursu :)  Ależ jestem szczęśliwa :)
     
    

wtorek, 11 września 2012

11.IX.2012 rok Rocznica odejścia Aniołka

Dzisiaj mija 11 lat odkąd straciłam mojego Aniołka. Mimo, że pod moim sercem jego serduszko biło zaledwie 6 tygodni, to już je kochałam całym sercem od pierwszych dwóch kreseczek na teście.
11 lat a ja pamiętam dokładnie to zimne łózko w szarej szpitalnej sali, pamiętam jak przyszła mnie odwiedzić moja kochana teściowa, szwagierka, wtedy płakały razem ze mną.
Do końca życia będę pamiętać o moich Aniołkach, wszystkich, część mojego serca należy do nich, teraz czuwają nad mamusią i tatusiem, opiekują się nami, wierzę, że to dzięki nim, niedługo dopełnimy swoje szczęście, jeszcze trochę i nasze maleństwo będzie  z nami. To jest prawda, dzieci nie odchodzą, one tylko zmieniają datę przyjścia na świat. A może, nasze serduszkowe dzieciątko, już pojawiło się na świecie, a teraz musimy się odnaleźć  :)

czwartek, 6 września 2012

06.IX.2012 rok Idziemy do przodu :)

Dziś, jak pilnowałam moją malutką kochaną siostrzenicę, dostałam telefon, że 8 października zapraszają nas na testy psychologiczne, ależ się ucieszyłam, jesteśmy coraz bliżej, bliżej do stworzenia pełnej rodziny :)

środa, 5 września 2012

05.IX.2012 rok Imionka wstępnie wybrane :)

Imię dla dziewczynki mamy od dawna wybrane, odkąd obejrzeliśmy polski film "Tylko mnie kochaj", jesteśmy zakochani w imieniu Michalina :)
Jak będzie druga dziewczynka mamy do wyboru (kolejność przypadkowa ;) ):  Blanka, Nadia, Lena, nawet Helenka nam się podoba.
A chłopięce, proszę bardzo , o to i one, oczywiście tutaj także kolejność przypadkowa, : Iwo, Oliwier, Nikodem,, Kajetan.

W przypadku adopcji dziecka starszego z imieniem nie jest tak prosto, to nie tak działa, że marzy nam się  dane imię, takiemu dziecku zmienia się kolejny raz cały świat. Nie możemy naszemu Dziecku dołożyć kolejnych stresów, zmieniając mu imię, Ono wtedy samo  zadecyduje :) Nasz malutki kochany, wyczekany Żuczek :)

czwartek, 23 sierpnia 2012

05.VIII.2012 rok Spotkanie po latach....

Byliśmy z mężem pochodzić sobie po sklepach, nawet zajrzeliśmy do smyka, tak zerknąć szybko jednym okiem na wózki i okazuje się, że mamy z mężem ten sam gust nawet co do wózka, też podoba mu się ten sam model co mi, x-lander :) Gdy tak szliśmy dalej po galerii, patrzę, ktoś do mnie podbiega, a to moja koleżanka z klasy, z liceum, oj ale ma już duże dzieci. Oczywiście rozmowa zeszła na temat dzieci i padło pytanie: "a Wy macie jakieś dzieciaczki?", wtedy powiedziałam, że nie możemy mieć naturalnie i czekamy na adopcję, usłyszałam, że super i koleżanka zapytała się na jakim jesteśmy etapie. Niestety dłużej nie mogłyśmy porozmawiać, życzyła nam powodzenia i każda z nas poszła w swoją stronę. Fajnie tak spotkać kogoś po latach. Wcześniej jak ktoś pytał się ze znajomych czy mamy dzieci , mówiliśmy jeszcze nie, teraz już coraz śmielej mówię o adopcji. Nie to, że się wstydzimy adopcji, o nie nie, po prostu na razie tak otwarcie o tym nie mówimy, bo nie chcemy zapeszyć, odetchnę jak dostaniemy końcową kwalifikację .

02.VIII.2012 rok KOLEJNY LIST Z OA w sprawie wizyty domowej

Jeszcze wczoraj pisałam na bocianie, że zastanawiam się czy nie zadzwonić do ośrodka i zapytać się jak tam nasza sprawa. Wiedziałam, że ruszymy dopiero po wakacjach, ale chciałam wiedzieć czy o nas pamiętają. No i nie musiałam dzwonić, dziś, po dwóch miesiącach od złożenia dokumentów przyszedł kolejny list z OA, tym razem zawiadamiali nas, że proponują 21 września wywiad środowiskowy w miejscu naszego zamieszkania, oczywiście data bardzo nam odpowiada, spotkanie będzie trwał około 4 godzin. Więc trzeba przygotować ciasteczka i pyszną kawę. Coraz bliżej :)

27.VII.2012 rok Książki na temat adopcji

Jestem teraz na etapie czytania książek o adopcji. Mąż nie bardzo lubi czytać, ale z chęcią mnie wysłuchuje, gdy mu o książce opowiadam, albo czytam ciekawe fragmenty z książek. W tym miejscu dziękuję bardzo Oli za pożyczenie książek roza Czytam teraz "Dziecko z chmur". Bardzo fajna książka, mam wrażenie jakbym czytała o sobie, ale po prostu wiele par przechodzi przez to samo co my, leczenie, diagnoza:niepłodność, bezpłodność, smutek, pogodzenie się z tym, podjęcie decyzji o adopcji. W pewnym momencie dotarłam do fragmentu, gdzie pani Beatka opisuje pewną historię. Otóż jakaś pani podzieliła się z nią pewną refleksją:"Pani Beato, gdzie jest napisane, że wszyscy muszą mieć dzieci?" . Autorka napisała, że była zła na tę kobietę, bo co ona może wiedzieć, bo ma dwójkę dzieci, ale dopiero dziś wie, że to było jedno z najmądrzejszych zdań, jakie usłyszała. Gdy przeczytałam to zdanie też się zdenerwowałam, co Ci ludzie gadają, ale gdy przemyślałam to, uśmiechnęłam się, bo przecież ta kobieta ma rację, bo ja przetłumaczyłam sobie to tak, może to brzmi drastycznie, dziwnie, ale dzięki temu, że nie każdy rodzic biologiczny może te dzieci wychowywać, my możemy zostać rodzicami. Na bocianie jest temat, czy mówić dzieciom, że urodziła je inna mama, czy inna pani, ja byłam za tym, aby mówić pani, a teraz wiem, że nie, dziecku należy powiedzieć "inna mama", bo będę wdzięczna tej mamie, do końca życia, że urodziła NASZE dziecko :)

23.VII.2012 rok BAJECZKA TAKA "se" ;)

Dawno nie pisałam, mam ustawiony suwaczek, który pokazuje mi na dzień dzisiejszy, że od złożenia dokumentów mija 1 miesiąc, 2 tygodnie i 5 dni. Gdy kładę się wieczorem spać, mam wtedy dużo przemyśleń w swojej główce i tak sobie zawsze rozmyślam.Wczorajszego wieczoru znów mi w głowie zaczęła się układać pewna historyjka, stwierdziłam, że trzeba ją przelać na papier, więc tylko jak rano wstałam, wzięłam się za pisanie i w ciągu 15 minut powstało moje dzieło:
     Za siedmioma drzewami, za siedmioma strumyczkami, była piękna polana usłana pięknymi czerwonymi makami.
Na tej polance, w tym cudownym miejscu, mieszkali pan i pani Żuczek. Mieli piękny, cudowny dom z ogródkiem, mnóstwo przyjaciół i dużą rodzinę. Pewnego dnia stwierdzili, że brakuje im do tego szczęścia małych Żuczków. Mijały dni,tygodnie, miesiące a nawet lata i małych Żuczków nadal nie było, Żuczki z tego powodu były bardzo smutne i nieszczęśliwe.
     Gdy przyjaciele widzieli w oczach Żuczków rozpacz, postanowili im pomóc i opowiedzieli o miejscu na polanie, pod największym makiem, gdzie przebywają dzieci, którymi rodzice z różnych powodów nie mogą się opiekować. Pan żuczek wraz z panią żuczek udali się tam z nadzieją, że czeka na nich ich własne maleństwo.
Dotarli tam o świcie i od razu ujrzeli swoje dziecko,serce im tak podpowiadało, spało sobie smacznie na płatku maku.
     Wrócili już do domu w trójeczkę i tak zaczęły upływać dni, tygodnie, miesiące w radości, szczęściu, miłości.
    Pewnego razu , po wielkiej ulewie, ich dziecko przyglądało się dość długo kropli deszczu, gdzie widziało swoje odbicie, było już na tyle duże, że potrafiło zobaczyć, że troszkę różni się od swoich rodziców,więc postanowiło się rodziców o to zapytać:
-mamo, tato!-zawołało niecierpliwie Dziecko
-słucham Kochanie-rzekła mama Żuczek
-powiedz mi, dlaczego wy macie czarne skrzydełka a ja czerwone w czarne kropeczki, no dlaczego-dopytywało się Dziecko.
Pan Żuczek i pani Żuczek wiedzieli, że w końcu padnie to pytanie, nie spodziewali się, że to nastąpi już, ale ze spokojem, mama Żuczek rzekła:
-usiądź moje Szczęście, coś Ci opowiem...... i tak mama Żuczek opowiedziała swojemu dziecku o dniu, w którym wybrali się o świcie w miejsce pod wielkim makiem. Kończąc opowieść mama Żuczek dodała:
-i tak o to, moja kochana Biedroneczko, stałaś się naszą najukochańszą córeczką pod słońcem,na którą tak długo czekaliśmy.
Biedroneczka przytuliła się do mamusi Żuczek i powiedziała:
-mamusiu strasznie się cieszę, że się odnaleźliśmy, dziękuję , że mi opowiedziałaś moją historię, będę teraz pamiętać, że jestem z brzuszka od innej mamy, ale u Ciebie urodziłam się w serduszku, kocham was bardzo.
-my Ciebie także nasz Cudzie wyczekany, kochamy najbardziej na świecie-rzekła wzruszona mama Żuczek.
Całej rozmowie, ze spokojem, z boczku, przysłuchiwał się tata Żuczek, otarł dyskretnie łzy z policzków i przyłączył się do uścisków.
        Po pewnym czasie odnaleźli też synka, któremu  także mama Żuczek wytłumaczyła skąd się wziął, gdy zapytał się rodziców:
-mamo, tato, dlaczego ja mam zielone skrzydełka, moja siostra czerwone a wy czarne?
I ta opowieść, mamy Żuczek, zakończyła się tymi samymi słowami, co rozmowa z córką:
-......i tak o to, mój kochany Koniku Polny, stałeś się naszym najukochańszym Synkiem pod słońcem, na którego tak długo czekaliśmy.
       I w ten sposób rodzina Żuczkowa, żyła długo i szczęśliwie razem ze swoimi dziećmi, Biedroneczką i Konikiem Polnym.

Uwaga! Bajka jest mojego autorstwa!!!!

05.VII.2012 rok WSZYSTKO ZAPIĘTE NA OSTATNI GUZIK

Wczoraj w końcu dotarłam na pocztę, aby wysłać do OA brakujące dokumenty, czyli list polecający od szwagra oraz opinię z jego szkoły, dodatkowo opinię napisał też jego majster z praktyk. W opinii szkolnej trochę się zdenerwowałam, że wychowawca napisał, że mój mąż odpowiada na telefony , ale sam się nie dopytuje i nie przychodzi na zebrania. Gdy byłam na spotkaniu z wychowawcą, powiedziałam, że będę przychodzić na zebrania, nauczyciel powiedział, że nie ma takiej potrzeby, że daje sobie radę z moim szwagrem w szkole a jak będzie coś nie tak to zadzwoni a oceny możemy sobie zobaczyć na internecie na stronie szkoły. No tak mi powiedział, a w opinii takie coś, jak to nas przedstawia sceptyczny Ale jak wracałam z poczty to miałam ochotę podskakiwać, czułam się lekko, jestem taka szczęśliwa, że nasza droga do macierzyństwa coraz bliżej. Kibicujących nam przybywa, dołączyli majster szwagra z żoną

27.VI. 2012 rok MÓJ KOCHANY MĄŻ

Ostatnio zauważyłam pewną rzecz , do mojego mężulka chyba w końcu dociera, że prędzej czy później będzie Tatą :) Coraz śmielej wchodzi do sklepów dziecięcych, ogląda się za dziećmi, wózkami, przy okazji patrzy na marki, jak mu się jakiś spodoba, cudny widok, a jeszcze będzie cudowniejszy jak będzie trzymał blisko swojego serca swoje dziecko, a w sumie to NASZE :) Czasami zastanawia się na głos, chłopiec czy dziewczynka :)

27.VI.2012 rok MAŁA RZECZ A TYLE PROBLEMÓW.....

Jak wcześniej wspominałam, zostaliśmy już wpisani na listę, ale musimy dostarczyć jeszcze opinię ze szkoły szwagra i list polecający...hmmm....mam wrażenie, że już o tym pisałam, no ale to nieważne, ważne jest to, że szkoła robi nam problemy. Uparli się, że taką opinię mogą jedynie wydać na polecenie "góry", na przykład sądu, bzdura, każdy nam tak mówi. No ale wykłócać się nie będziemy , szkoda czasu, już i tak miałam zamiar wysłać te dwie brakujące rzeczy tydzień temu. W końcu zadzwoniłam do OA i przedstawiłam sprawę, pani pedagog poradziła, abym zadzwoniła do PCPR i tam poprosiła o opinię, a raczej kopię, nawet nieco starszą. Niestety pani powiedziała, że mają z tamtego roku, ale zaraz wyśle faxem podanie o opinię do szkoły, mam nadzieję, że szkoła się pospieszy, bo chyba nie zostawią nas z tym przez wakacje, nie no, osobiście tam się przejadę. Jeśli tego nie załatwię pani pedagog powiedziała, że może być w zastępstwie świadectwo szkolne. No zobaczymy jak to będzie, po niedzieli chcę zawieźć te dwie rzeczy, aby być już tam zapięta na ostatni guzik, wtedy pozostanie czekać na list w sprawie dalszego działania.

21.VI.2012 rok WSPOMINKI....

Decyzja o adopcji była jedną z najlepszych decyzji, jakie z mężem podjęliśmy, no nie licząc naszego ślubu ;) Tyle lat walczyliśmy z niepłodnością, teraz już przeszłam po tym żałobę, ale chciałabym się podzielić niektórymi moimi wspominkami z tamtych lat, tymi miłymi ale i niedobrymi.  
Sierpień 2001rok
4 rano , za godzinę z mamą odwieziemy moją kuzynkę Arletę na dworzec PKP,stoję w łazience wpatrując się w test ciążowy i nie wierzę, są, są dwie kreski, po 8 miesiącach starań. Słyszę, że już Arleta z moją mamą krzątają się po kuchni, chwytam w roztrzęsione ręce test i idę do nich. -patrzcie, nie wierzę, jestem chyba w ciąży ! Obie zerknęły na test i od razu uśmiech, no, u mamy lekkie zaskoczenie zobaczyłam w oku. Czas ruszać na dworzec, na dworze dopiero się rozjaśnia, jest chłodno, ale to nic, w moim sercu jest radość, wszystko mnie teraz cieszy. Dojechałyśmy, na twarzy Arlety cały czas uśmiech, wsiadając do pociągu jeszcze mówiła: -jak super, będę ciocią, strasznie się cieszę i gratuluję. Póki pociąg nie zniknął z peronu Arleta nadal stała przy oknie, machała i się szeroko uśmiechała.  
11 września 2001roku
W Nowym Yorku stała się tragedia ,terroryści zaatakowali WTC, zginęło bardzo dużo ludzi, wielka tragedia, wszędzie płacz, strach, ja też płaczę, nie wiem czy to nie egoistyczne , ale płaczę tylko nad swoim losem, bo moja radość , że będę mamą nie trwała zbyt długo.......jest gdzieś godzina 22, leżę w łóżku, szpitalnym łóżku, na rano zaplanowany zabieg.....poroniłam.....nie wiem dlaczego, jeszcze parę dni temu lekarz pokazywał mi na monitorze jakąś kropeczkę z pulsującym mikroskopijnym punkcikiem -widzi pani, to serce pani dziecka! A teraz pozostała tylko wielka pustka i żal do całego świata, dlaczego ja, ta która czekała razem ze swoim ukochanym mężczyzną na ten mały Cud, który miał się urodzić za 8 miesięcy.  
2003 rok
Jestem po trzecim poronieniu, już w miarę doszłam do siebie psychicznie i fizycznie. Właśnie wyszłam z moim psem na spacer, przechodzę obok placu zabaw, widzę znajome twarze. Moje koleżanki te dalsze i bliższe siedzą na ławeczce i sobie plotkują a ich dzieci bawią się na huśtawkach. Idę w ich kierunku, uśmiecham się, witam i nagle ta dalsza koleżanka wyskakuje z tekstem , który zapamiętałam do teraz i będę pamiętać do końca życia, wtedy według niej to było śmieszne. Jasne, bardzo śmieszne, jak można tak zażartować wiedząc, że ta osoba właśnie poroniła, czyli ja. A co powiedziała, a więc podchodzę a ona:"a co ty tutaj robisz, co chciałaś , tu mogą przebywać tylko matki z dziećmi, idź stąd" i szeroki uśmiech. Najpierw szok, głupio mi się zrobiło i przykro, to rzuciłam tekstem pokazując na mojego psa:" no przecież przyszłam z córką". Teraz sobie zdałam sprawę, że ta osoba bawiła się 5 lat później na moim weselu, za dobrą duszyczką jestem, że tak szybko wybaczam wstyd  
czerwiec 2012rok
 Rodzina też potrafi ranić, brat męża ostatnio rzucił w kłótni do mojego ślubnego:"zobaczymy jak będziesz miał własne dziecko, na razie nie potrafisz zrobić". Ale tak jak napisałam to są niemiłe wspomnienia, teraz jestem szczęśliwa, mam kochającego męża, piękny dom z ogrodem, po którym niedługo będzie słychać tupot małych stópek kocham

19.VI.2012 rok DZIĘKUJĘ......

Podziękowania należą się moim forumowym koleżankom, które są razem ze mną od kilku lat, wspierają mnie, podnoszą na duchu ;) ślubne-byłyście ze mną gdy przygotowywałam się do ślubu, radziłyście, podpowiadałyście, po ślubie zostałam z Wami i jestem do teraz, bardzo mnie wspieracie i kibicujecie, dziękuję Wam za to serce maluchy-Wam również dziękuję za wsparcie, pomoc, za rady, nigdy się nie spodziewałam, że jest tam tyle osób, które mi kibicują, dziękuję serce bocian-najpierw wiele rad, pomocy w walce z niepłodnością, a teraz wsparcie w naszej drodze adopcyjnej, dziękuję Wam za wsparcie, pokierowanie co i jak, dzięki Wam możemy działać sprawniej i szybciej, dziękuję serce Niektórzy nie mogą zrozumieć, że można być z kimś tak związanym znając się jedynie internetowo, pewnie, że można, czasami ma się więcej przyjaznych ludzi niż w życiu realnym. Wspomnę, chociaż to oczywiste, że dziękuję mojej rodzinie za wsparcie jakie mi dajecie i czekacie razem z nami na Nasz Cud serce .

19.VI.2012rok MAŁA REFLEKSJA.....

Przez 11 lat walczyliśmy o biologiczne poczęcie,co z tych 11 lat zapamiętałam: różni lekarze,szpitale, kliniki, przychodnie, zabiegi, operacje, poronienia, ból,smutek, żal, niemoc, rozgoryczenie, wiele przebytych kilometrów, różne miasta, wiele badań, mnóstwo oddania krwi na badania, jeszcze więcej wydanych pieniędzy, z których niezła wyprawka by była dla naszego dziecka. Gdy po ostatnim poronieniu, we wrześniu 2011roku, w naszą 3 rocznicę ślubu, wróciłam do domu, powiedziałam do męża: koniec, koniec badań, cierpienia, umówmy się w kwietniu do OA, będzie blisko do 4 rocznicy ślubu, pewnie już staż wystarczy. I tym sposobem wróciliśmy do wcześniejszych rozmów o adopcji. Kocham mojego męża za to, że jesteśmy tacy zgodni, że rozumiemy się bez słów, że mamy te same cele, myśli, pragnienia, marzenia. Po tej decyzji poczułam się lekka jak piórko, zszedł ze mnie cały ciężar, który niosłam przez te 11 lat, wreszcie poczułam się szczęśliwa i tak jest do teraz, za każdym razem, gdy są nowe wieści z OA uśmiecham się coraz bardziej :)

14.VI.2012r. LIST Z OA.

Z rana zadzwoniła do mnie mama oznajmiając , że jakiś list przyszedł do nas z urzędu marszałkowskiego. Ucieszyłam się, bo wiedziałam, że jakieś wieści przyszły z OA, chwyciłam kartę od auta i pojechałam do rodziców. Była mała koperta, zdziwiłam się, że to nie list polecony, a co jakby się zagubił, nie dotarł do nas. Otworzyłam, a tam napisane, że zostaliśmy oficjalnie wpisani na listę kandydatów do przysposobienia dziecka, dostaliśmy numer. Musimy jedynie jeszcze dostarczyć opinię ze szkoły szwagra oraz szwagier musi napisać list polecający. A tak kiedyś żartował, że też może napisać list polecający, że napisze, że jestem leń icon_wink.gif oczywiście to żarty. No to teraz ma okazję się wykazać, jak tak bardzo chciał. Na końcu listu napisane, że będą nas powiadamiać o dalszych krokach. Jejku, coraz bliżej macierzyństwa. Jak napisałam mężowi o liście, to napisał, że on to tłumi w sobie, ale chyba się cieszy a zaraz dodał, nie chyba a na pewno, fajnie będzie móc kupować zabawki.

04.VI.2012r. ZŁOŻENIE DOKUMENTÓW

Mój mąż musiał zabrać mi auto, bo jego się zepsuło a miałam w planach 5 czerwca złożyć dokumenty w ośrodku adopcyjnym. Więc musiałam to o jeden dzień przyspieszyć. Na szczęście mama pożyczyła mi swoje auto, więc najpierw wizyta u lekarza a później prosto do OA. Jechałam tam trochę ze strachem, ale i z radością, że to już, mamy kolejny krok za sobą, nasza droga ku rodzicielstwu jest coraz bliżej. Znów miałam do pokonania te wielkie stare drewniane schody, akurat piętro niżej odbywały się zajęcia lekcyjne, dzieci miały przerwę. Otwieram drewniane drzwi, jeszcze tylko parę schodków do pokonania, jestem. Pani kierownik zajęta, właśnie coś tłumaczy kobiecie, która siedziała przy biurku w czyimś gabinecie, myślałam, że to pracownica, ale gdy zerknęłam na salę, gdzie odbywają się kursy, to siedział przy wielkim stole jakiś pan nad papierkami. Okazało się , że to są kandydaci i właśnie piszą testy icon_wink.gif. Pani kierownik zaprowadziła mnie do sekretariatu, trafiłam na panią, która przeprowadzała z nami pierwszą rozmowę. Usiadłyśmy przy biurku i z dumą przekazałam dokumenty, pani pedagog je przejrzała, sprawdziła, że są wszystkie. Zdjęć miałam 4 sztuki, kazała wybrać i zostawić dwa, wybrałam nasze ulubione ślubne oraz z przed kliku lat a dokładniej 5, gdzie trzymam na rękach malutką Julcię, która już we wrześniu skończy 6 lat.Ależ ten czas zleciał, na szczęście my tak bardzo się nie zmieniliśmy, więc mogłam właśnie to zdjęcie także zostawić. Pani pedagog wytłumaczyła, że na przełomie czerwca/lipca będą mieli przeprowadzkę w nowe miejsce, więc pewnie ruszymy z testami i wywiadem w domu, po wakacjach. Ach, to jeszcze dwa miesiące trzeba czekać, ale to nic, zleci szybko. Później musimy jeszcze dostarczyć być może inne zaświadczenia od rodzinnego, bo na tym było za mało informacji, ale to nie problem. Dodatkowo szwagier, który mieszka z nami musi od wychowawcy wziąć zaświadczenie opisujące jak się uczy i takie tam. Póki co pozostało czekanie na list z OA, jeśli w między czasie będę miała pytania mam śmiało dzwonić i pytać. Te panie są wspaniałe, to się wyczuwa, że to dobrzy ludzie. Mogę w tej chwili napisać: jestem szczęśliwa a mąż razem ze mną :)

20.IV.2012r. PIERWSZA WIZYTA

20 kwietnia 2012 roku była nasza pierwsza wizyta w ośrodku adopcyjnym. Byliśmy umówieni na godzinę 12, byliśmy chwilkę przed czasem, troszkę krążyliśmy, bo zwątpiłam czy to ten budynek, bo zmieniła się nazwa i chyba szkołę, to dopiero tam otworzyli.
Zgodnie z tablicą informacyjną, weszliśmy wiekowymi schodami na samą górę, bodajże II piętro, poddasze.
Weszliśmy do sali z wielkim stołem i dużą ilością krzeseł, domyśliłam się, że tutaj odbywają się warsztaty.
Bardzo miła pani nas przywitała przedstawiając się jako kierownik i poprosiła abyśmy usiedli przy stole a zaraz przyjdzie do nas pani z którą się umówiliśmy.
Gdy tak siedzieliśmy, zaczęliśmy się rozglądać po sali, na stojaku były kartki i były tam zapisane różne słowa, od razu pomyślałam sobie, że pewnie to pozostałości po warsztatach.
Były tam między innymi słowa:żal, rozpacz, rozczarowanie, leczenie. Na ścianach wisiały plakaty z dziećmi, mąż wskazał na jeden z nich i żartem powiedział, że on chce taką dziewczynkę.
Po chwili przyszła pani z którą byliśmy umówieni, poprosiła abyśmy jeszcze chwilkę poczekali pytając się od razu czy czegoś się napijemy.
Po paru minutach wróciła i nas zaprosiła do malutkiego przytulnego pokoiku, pytając się powtórnie czy na pewno niczego się nie napijemy.
Powiedziała, żebyśmy usiedli gdzie chcemy, mąż od razu usiadł wygodnie na kanapie, no to usiadłam obok niego. Z tego przejęcia nawet nie pamiętam jak pani się nazywała, jedynie zapamiętałam, że jest pedagogiem. Pani młoda, bardzo bardzo miła.
Rozmawialiśmy sobie miło prawie 2 godziny, pani nam opowiadała, jak to wszystko wygląda, czy mamy świadomość, że dzieci są z rodzin patologicznych, gdzie matki piją a nawet niektóre biorą narkotyki, że musimy sobie zdawać sprawę, że dziecko może na początku być zdrowe a później może wyjść jakaś choroba, na przykład psychiczna.
Oczywiście powiedziałam, że zdajemy sobie z tego sprawę, że wiemy, że to nie jest tak, jak niektórzy myślą, że w DD są dzieci , które zostały naturalnymi sierotami.
Opowiedzieliśmy pani, że jesteśmy rodziną zastępczą, że pilnowałam kiedyś kolegi synka, którego mama opuściła, że mamy siostrzenice, bratanice, no , że mamy cały czas kontakt z dziećmi. Pani powiedziała, że bardzo dobrze, że mamy takie doświadczenia, że to na plus.
W tej chwili nie przytoczę o czym jeszcze rozmawialiśmy, bo mam małą pustkę w głowie, było tego mnóstwo.
Mój mąż oczywiście opowiedział, o swoich budowach domów, o pracy.
Podobało mi się jak powiedział, że jeśli w przyszłości by przytrafiła nam się ciąża, to nigdy w życiu nie ma zamiaru dzielić dzieci, że ty jesteś adoptowany a ty mój biologiczny. Mówił, że dla niego dziecko adoptowane to jego dziecko, a swoje dzieci będzie traktował na równi. Powiedział, że jedno dziecko dostanie dom i drugie też dostanie dom.
Określiliśmy się, że chcemy dziecko albo rodzeństwo (pani bardzo się ucieszyła gdy powiedzieliśmy o rodzeństwie) płeć obojętna, do 3 lat, zdrowe, ale zaznaczyliśmy, że ewentualnie zgadzamy się na małą wadę serca, typu szmery, dziurka w sercu.
Powiedziałam jeszcze pani , że pewnie czasami zdarza się, że jest rodzeństwo i dziecko ma na przykład 3 lata a ma siostrę czy brata 7 lat, to pani powiedziała, żebyśmy jednak skupili się na tych 3 latach, bo to i tak już sporo a jesteśmy młodzi, więc żebyśmy mieli jednak z małego dziecka też radość.
Pani także pytała, jak rodzina, znajomi reagują na naszą decyzję o adopcji, bo to bardzo ważne, powiedziałam zgodnie z prawdą , że każdy to w pełni akceptuje i nie mogą się doczekać tak jak my naszego dziecka.
Wiecie co, ja dopiero teraz sobie zdałam sprawę, gdy przeglądałam papiery, które dostaliśmy, że póki co nadajemy się na rodziców adopcyjnych, bo dostaliśmy kartkę jakie dokumenty mamy przygotować, czyli nie zostaliśmy odrzuceni. A tam jak byk napisane, że 1 punkt to rozmowa informacyjna, drugi punkt to dokumentacja.