Nie wierzę, że to już 22 miesiące mija od kwalifikacji, zleciało, wydaje mi się, jakby kurs był wczoraj, właśnie w grudniu kończyliśmy :)
Ciężko jest, ale staram się pogodzić z tym, że być może w tym roku już telefon nie zadzwoni, oby do lutego się wyrobili z tym telefonem :)
Ale cóż, panie z oa wróżkami czy czarodziejkami nie są, dziecka nie wyczarują za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ;)
Jeszcze troszkę, oby do wiosny :)
Ja ciągle zadręczam męża pytaniem: czy telefon zadzwoni przed świętami. Tak na rozum wiem, że nie, ale serce chciałoby inaczej. Ale wierzę też, że wszystko ma swój czas. I tak jak piszesz panie wróżkami nie są. Pozostaje nam cierpliwie czekać, a Wy jesteście mistrzami cierpliwości.
OdpowiedzUsuńDobrego tygodnia
Dzięki i nawzajem :)
OdpowiedzUsuńCzytając ten wpis odnoszę wrażenie, że my naprawdę mieliśmy wielkie szczęście, bo czas oczekiwania wynosił od momentu kwalifikacji TYLKO 9 miesięcy (które i tak wydawało mi się prawie nie do przejścia)...A Wy tu czekacie prawie 2 lata, mimo to nie tracąc pozytywnego nastawienia i zrozumienia dla działalności OA. Ja bym chyba już włosy z głowy rwała i jak szewc klęła...Pełen szacunek dla Was.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Ciężko czasami, ale jakoś tak sobie tłumaczymy, że tyle lat się leczyliśmy, więc co to te 2 lata ;) Już jest pewnie bardzo blisko :) byle przezimować :)
Usuń